Trafił do rankingu 50 najbardziej kreatywnych przedsiębiorców magazynu BRIEF i wczoraj na scenie w Centrum Nauki Kopernik odebrał nagrodę. Dziś możecie przeczytać jak odpowiada na pytania dotyczące jego zmagań z prowadzeniem własnego biznesu, który założył po rozstaniu się ze wspólnikiem.
Marcin Łukiańczyk jest właścicielem UpolujEbooka.pl, największej i chyba najbardziej innowacyjnej w Polsce porównywarki cenowej e-booków – takiego ceneo tyle, że dla elektronicznych książek. Oprócz tego, że pozwala porównywać oferty, to posiada m.in. alerty cenowe, które przesyłane są na adres email, gdy poszukiwana książka pojawi się w dobrej cenie czy też możliwość śledzenia nowości danego autora lub kategorii tematycznej.
Paweł Montwiłł: Marcinie, w 2010 roku po 6 latach odszedłeś z firmy, którą prowadziłeś ze wspólnikiem i postanowiłeś zrealizować swój własny pomysł na biznes – porównywarkę do e-booków. To było Twoje marzenie – mieć coś swojego. Jakie to uczucie kiedy masz tylko wizję i pomysł w ręku a przed sobą same niewiadome?
Marcin Łukiańczyk: Pawle, nie wiem czy grałeś kiedyś w kosza, ale uwielbiałem to. Stając za linią za 3 punkty, rzucałem, piłka leciała, odbijała się od obręczy i nie trafiała, kolejny rzut, znowu pudło. Aż zaczęło się udawać, często wpadały tzw. czyste, idealnie rzucona piłka i idealne zaliczenie punktów. Oczywiście nie miałem skuteczności na poziomie 100%, ale mogłem próbować i uczyć się na własnych błędach. Podczas gry przeciwnik starał się robić „czapy“, czasami mu się udawało, ale było to na tyle rzadko, że takich wpadek już się nie pamięta.
Aktualnie realizując swoje marzenia i pędząc za nimi, czuję się jak bym grał w kosza, rzucam, pudłuję, czasami trafiam idealnie czystą piłkę. Każdy rzut to wyzwanie, czy trafię, czy dobrze podkręciłem piłkę, czy na tyle mocno ją rzuciłem, aby doleciała, a może po prostu przerzucę kosz. To jest niesamowite – wolność wyboru i sprawdzania się na tym polu daje satysfakcję, szczególnie jak jest to dostrzegane przez innych.
W 2010 roku jeszcze nie wiedziałem, że temat e-booków mnie na tyle pochłonie, aby działać w tej sferze, natomiast potrzebowałem innej formy działania. Pracując w starej firmie zbyt wiele bloków było mi zakładanych, które uniemożliwiały mi jeszcze szersze rozwijanie się i popełnianie większej ilości błędów.
PM: UpolujEbooka realizujesz po godzinach. To musi Cię kosztować sporo wyrzeczeń. Ile poświęcasz na projekt dziennie?
MŁ: W tej chwili UpolujEbooka to około 70% mojego czasu, a 30% pozostałego czasu to działania dodatkowe umożliwiające wsparcie finansowe mojego projektu. Problem w przypadku działania takich systemów jak mój, to fakt długiego rozliczenia zdobytej kwoty z prowizji. Czasami na wypłatę trzeba czekać 3-4 miesiące, a to naprawdę potrafi utrudniać życie.
Jeśli chodzi o wyrzeczenia, to tutaj największe obciążenie przyjęła na siebie moja ukochana żona. Gdyby nie to, że wzięła na swoje barki tyle obowiązków w domu i przy wychowywaniu dzieci to nie miałbym szansy być w tym miejscu gdzie jestem. A oprócz tego jeszcze uśmiecham się do Niej z przypomnieniem, że trzeba dodać nowe e-booki do systemu 🙂 .
PM: Sam zajmujesz się kodowaniem i projektowaniem sklepu? Zlecasz coś na zewnątrz?
MŁ: Od przeszło 10 lat zajmuje się kodowaniem, robiłem to z pasji do tego aby uczyć się jak rozwiązywać problemy moich klientów. Tam gdzie inni mówili, że nie da się czegoś zrobić, przychodziłem ja 🙂 i pokazywałem jak bardzo się mylą.
Nie ma rzeczy niemożliwych, są czasami rzeczy przy których trzeba pójść na pewien kompromis, aby znaleźć konsensus. Wydaje mi się, że potrafię takie konsensusy tworzyć jeśli jest taka potrzeba.
Pierwszą szatę graficzną, zaprojektował mój znajomy wg mojej koncepcji, natomiast aktualnie sam trochę grzebię w grafice jeśli chodzi o drobne korekty.
Aktualnie planuję wzmocnić swój zespół i zlecać już pewne prace osobom, które chcę w najbliższej przyszłości zatrudnić już do stałego rozwijania serwisu UpolujEbooka.
PM: W jednym z wywiadów napisałeś „Nawet gdy byłem na skraju bankructwa w UpolujEbooka, powiedziałem sobie, że zawalczę o ten projekt całymi siłami. Bardzo dużo ryzykowałem, ale jak widać opłacało się i o moim projekcie jest – i mam nadzieję będzie – coraz głośniej.”. Opowiedz proszę o tym jak stawiać czoła trudnością i przeszkodom w prowadzeniu biznesu – co pcha Cię do przodu? Masz kogoś kto Cię inspiruje czy wystarczy Ci wewnętrzna motywacja i siła woli?
MŁ: Tak, to prawda, powiedziałem, że byłem na skraju bankructwa z prowadzeniem swojego serwisu. Wtedy akurat pech chciał, że wszystko zaczęło się walić, spadek ruchu na stronie, problemy z działaniem serwisu u mojego wcześniejszego hostingodawcy (teraz jestem na zenbox.pl i odczuwam dużą ulgę) i kilka dodatkowych mniejszych i większych problemów. Byłem w dołku, jak widać na grafice w punkcie 3 (Transition Curve).
Miałem do wyboru, albo poddać się i szukać innego pomysłu na biznes, bądź usiąść na spokojnie i pomyśleć racjonalnie. Od pewnego czasu szkolę ludzi z zarządzania sobą w czasie – właśnie wtedy to chyba na poważnie sam musiałem zrewidować swoje cele, KPI i założenia. Nastał u mnie wówczas „czarny piątek”, z którym musiałem się zmierzyć. Opracowałem sobie kilka ścieżek od wersji najbardziej pesymistycznych co może się stać gdy… aż po te bardziej optymistyczne i teraz jestem tu gdzie jestem. Nie udało mi się osiągnąć jeszcze sukcesu wg moich kryteriów, natomiast cały czas walczę.
Co mnie motywuje? Motywuje mnie uśmiech moich dzieci i myśl o tym, że chcę stworzyć firmę, w której ludzie będą pracowali z uśmiechem na twarzy. Wracając do domu będą mieli siłę i ochotę bawić się ze swoimi pociechami oraz miło spędzać czas z rodziną.
Motywuje mnie również fakt, że z każdej strony mam olbrzymie wsparcie przyjaciół, znajomych oraz ludzi mi całkowicie obcych. Od pewnego czasu dostałem też pozytywnego kopa energii jak pojawiła się nowa konkurencja, takie wejście dodatkowego gracza pokazuje, że cały czas należy się rozwijać. Jeśli stoisz w miejscu to oznacza, że cofasz się i nie nadążasz za tym czego potrzebuje rynek.
PM: Jaka jest Twoja definicja sukcesu dla tego projektu?
MŁ: Jest to moment kiedy będę mógł spokojnie poświęcić weekend dla rodziny próbując wyłączyć myślenie o serwisie (chociaż może być to trudne 🙂 ). Natomiast głównym wyznacznikiem będzie fakt stworzenia firmy do tego projektu, która będzie liczyła minimum 20 osób i będziemy działać również na rynkach zagranicznych.
PM: Życie przedsiębiorcy to krew i łzy, których patrząc na efekty często nie widać. Biznes to worek bez dna, który bezlitośnie pochłania czas i pieniądze. Czego nauczyłeś się o sobie prowadząc ten projekt? Jakie własne ograniczenia przekroczyłeś?
MŁ: Im mniej pieniędzy masz na samym początku, tym bardziej trzeba kombinować, aby rozruszać całą maszynę. Natomiast ograniczenie jakie musiałem pokonać to było rozstanie się z kilkoma klientami, z którymi współpracowałem. To oni gwarantowali mi bezpieczeństwo finansowe, goniąc za swoimi marzeniami musiałem wejść w obszar, który mi tego nie gwarantował i nadal mi jeszcze tego nie zapewnia.
PM: Kiedy planujesz zarabiać na UpolujEbooka? Będziesz potrzebował inwestora by mocniej zaistnieć na rynku?
MŁ: UpolujEbooka już teoretycznie i praktycznie ma przychody, ale fizycznie jeszcze tego człowiek nie odczuwa w związku z opóźnioną płynnością od partnerów. Wejście inwestora jest to rozwiązanie, które rozważam dość poważnie, aby rozwinąć się i rozszerzyć zakres działania. Natomiast ważne jest to, aby inwestor nie był przeciwnikiem, który na każdym kroku będzie chciał robić bloki, a będzie pewnego rodzaju trenerem, pokazującym co warto jest poprawić w moich „rzutach”.
Bardzo dużą pomocą przy rozwijaniu serwisu jest wsparcie moich użytkowników, którzy coraz częściej polecają serwis swoim znajomym. W ten sposób chcą odwdzięczyć mi się za to, że wkładam w rozwój serwisu tyle swojego życia i serca.
PM: Jak to jest z tym czytaniem książek w Polsce? Statystyki są zatrważające. Czytamy 1,5 książki rocznie, gdzie za południową granicą Czesi przebijają nas 9-krotnie z 14 książkami na rok. Czy ebooki są szansą, że będziemy czytali więcej?
MŁ: Przyznam się szczerze, że nawet nie wiedziałem, że Czesi tyle czytają. Przy nich rzeczywiście wypadamy blado.
Natomiast patrząc z punktu widzenia tego, jak zachowuje się rynek, to dziwię się, że wydawcy tak po macoszemu traktują czytelników wersji elektronicznych. Wielu moich znajomych, którzy kupili czytniki sami stwierdzili, że teraz czytają nawet kilkukrotnie więcej niż wcześniej. Nie zawsze wynika to z tego, że e-book jest tańszy, ale z faktu, że można mieć całą biblioteczkę ze sobą i czytać w każdej wolnej chwili.
PM: Możesz się podzielić kilkoma statystykami dotyczącymi aktywności Twoich użytkowników?
MŁ: System z miesiąca na miesiąc cały czas rośnie i zdobywa nową rzeszę zwolenników czytania elektronicznego. Natomiast z rozmów z moimi użytkownikami ciężko jest jednoznacznie powiedzieć ile wydają na e-booki. Są osoby które polują na e-booki w super cenie czyli za mniej niż 10 zł i kupują 1-3 sztuki miesięcznie. A są też takie osoby które potrafią miesięcznie wydać 300-500 zł bo kochają czytać i mają na to czas.
PM: Magazyn Brief umieścił Cię w tegorocznym rankingu 50 najbardziej kreatywnych w biznesie. Co zadecydowało o tym, że Cię zauważyli?
MŁ: Givers Gains (im więcej dam od siebie, tym więcej do mnie wróci) – to moje motto od wielu lata, natomiast oficjalnie to zdefiniowałem w momencie jak dołączyłem do BNI (profesjonalna organizacja rekomendacji biznesowych). Mam wielu przyjaciół i znajomych, na których mogę liczyć w różnych środowiskach, to również oni pomagają mi osiągać moje cele i motywują mnie do dalszego działania.
Sądzę, że fakt, że taki projekt prowadzę z pasji oraz bez 1 mln na koncie wymusił na mnie inną formę, bardziej kreatywną do tego, aby działać na rynku. Wielu moich znajomych śmieje się, że gdzie się nie obejrzy to widzą mnie i mój projekt, zastanawiają się kiedy „wyskoczę z lodówki“ .
Może właśnie to, że nie miałem inwestora, robiłem to z pasji oraz byłem w wielu miejscach, pomogło mi zaistnieć w rankingu Brief.